długodystansowiec długodystansowiec
6157
BLOG

MAREK BARAŃSKI - JUŻ NIESKUTECZNY

długodystansowiec długodystansowiec Polityka Obserwuj notkę 114

MAREK BARAŃSKI: "Zwalczałem waszą propagandę i w pewnym sensie nadal to robię. I jestem skuteczny".

Doprawdy panie Barański? Ja śmiem twierdzić, że nigdy nie był pan skuteczny.

Wczesny ranek 7-go lipca 1982 roku. Do wynajmowanego przeze mnie mieszkania we Wrocławiu na Kwiskiej 41/28 ostre pukanie do drzwi. Zwlekam się z łóżka zmęczona nieprzespana nocą. Jestem w końcu ósmego miesiąca ciąży. Tamtego roku lato było bardzo upalne – ponoć lato stulecia – i gorąco na dziewiątym piętrze betonowego bloku było czasami trudne do zniesienia. W drzwiach dwóch funkcjonariuszy SB znanych mi już wcześniej z dowożenia mnie na przesłuchania do gmachu wrocławskiej SB. Każą się ubierać. Pytam na jak długo, czy mam zabrać swoje rzeczy. Nie odpowiadają. Umieszczają mnie między siebie na tylnym siedzeniu samochodu tak jakbym mogła im gdzieś uciec po drodze.

Już w gmachu SB prowadzą mnie zawiłymi korytarzami gdzieś na górne piętro. Cały czas nie wiem, o co im chodzi. Kolejne przesłuchanie? Przynoszą krzesło i każą czekać. Widzę jak z pokoju naprzeciwko wychodzi sekretarka Zarządu Regionu Solidarności. Mała korpulentna pani zawsze przez wszystkich lubiana. Jak się okazało zaraz po stanie wojennym była podstawionym pracownikiem służb specjalnych. Teraz moja kolej. Wprowadzają mnie do pomieszczenia, w którym ustawiono kamerę i reflektor. W cieniu siedział mężczyzna z dziobatą twarzą. Znałam go z telewizji – Marek Barański, reżimowy dziennikarz produkujący propagandowe programy dla telewizji. Natychmiast zakryłam twarz rękoma. Jeżeli filmowali to chciałam, aby było widoczne, że nie jestem tu z własnej woli. Barański miał scenariusz tego, co chciał abym powiedziała. Miałam obciążać Władysława Frasyniuka, Piotra Bednarza i Józefa Piniora. Nie odzywam się ani słowem.

Barański pokazuje mi fakturę na 700 tys złotych podpisaną przeze mnie. Prowadziłam we wrocławskim Zarządzie Solidarności bibliotekę związkową i księgarnię z niezależnymi wydawnictwami. Biorąc pod uwagę tamtejsze warunki było to duże przedsięwzięcie. Kolportowaliśmy i sprzedawaliśmy ogromną ilość książek. Zarząd regionu zgodził się na zbudowanie od podstaw biblioteki związkowej, która gromadzić miała nie tylko potrzebną związkowcom literaturę prawną, ale także archiwum kolekcjonujące wszystkie pozycje, jakie ukazały się w drugim obiegu. Było to duże przedsięwzięcie gdyż zbieraliśmy wydawnictwa nie tylko z regionu, ale z całej Polski. Pieniądze te były wyasygnowane na tę działalność. Faktura była rozliczona, ale Marek Barański chciał mnie nią szantażować mówiąc, że gdy nie obciążę Frasyniuka, Bednarza i Piniora to wykorzysta ją przeciwko mnie. Cały czas siedzę zakrytą twarzą i się nie odzywam. Próba wymuszenia fałszywych zeznań trwa kilka godzin. W końcu Barański podchodzi do dwóch funkcjonariuszy SB przysłuchujących się całemu wydarzeniu. Nie słyszę, o czym rozmawiają. W końcu jeden z nich poirytowany podniesionym głosem rzuca w stronę pozostałych: Ta k…a i tak niczego nie powie.

Wyprowadzają mnie i każą czekać na zewnątrz. Zaczynam mieć zawroty głowy i bóle brzucha. Jeden z funkcjonariuszy wychodzi i mówi, że mogę wracać do domu. Myślę o tym jak pokonam te parę pięter w dół. Na schodach tracę przytomność. Kiedy się ocknęłam stał nade mną starszy SB-ek, który mnie kiedyś przesłuchiwał. Zapamiętałam go gdyż o nic nie pytał tylko opowiadał o przeczytanych książkach historycznych zarekwirowanych z drugiego obiegu. Chwalił się, że jest historykiem i ma ich niezłą kolekcję. Powiedział, że już zawezwał karetkę pogotowia.

Po dwóch tygodniach po głównym dzienniku telewizyjnym ukazał się półgodzinny program spreparowany przez Marka Barańskiego. Ukazał w nim Frasyniuka, Bedanarza i Piniora jako złodziei, którzy zawłaszczyli związkowy majątek, zwykłych pospolitych przestępców. O mnie powiedział, że ukradłam 700 tysięcy. Miałam za to niby kupić jakiś dom i chodzić w drogich futrach. Na drugi dzień w Trybunie Ludu i Gazecie Robotniczej, która była organem prasowym wrocławskiej PZPR, ukazał się artykuł z tymi samymi insynuacjami.

Dlaczego piszę o tym właśnie teraz? Dlatego, że tenże sam Marek Barański, pseudo dziennikarz na usługach poprzedniego reżimu, aktywnie działający później z Millerem i lewicą, współzałożyciel i dziennikarz „Nie” demonstruje przeciwko łamaniu demokracji przez PiS. A jakże, i to dumnie z opornikiem w klapie. Członek, działacz i zapewne jeden z organizatorów Komitetu Obrony Demokracji.

Gazeta Wyborcza wspiera KOD, wrzeszczy o zagrożeniu polskiej demokracji przez Kaczyńskiego, Dudę, przez PiS. Jeszcze niedawno gdyż w 2012 Gazecie Wyborczej przeszkadzała przeszłość Barańskiego, gdy Miller włączył go aktywnie w swoje szranki, jako dziennikarza lewicowego „Po Prostu”. Teraz nie przeszkadza?  Teraz działanie pod hasłem „Wszystkie szuje na pokład”?

A więc zadaję to samo pytanie środowisku KOD, jakie zadawała Olejnik i Kublik w Gazecie Wyborczej: Życiorys Barańskiego wam nie przeszkadza? Robienie chucpy wam nie przeszkadza? Manipulacja młodym pokoleniem Polaków wam nie przeszkadza? Zapomnieliście, co pisaliście o Barańskim? Jak zapomnieliście to przypomnę:

 

Otóż Marek Barański to symbol najbardziej obmierzłego dziennikarstwa - o ile to w ogóle można nazwać dziennikarstwem - Polski Ludowej. Zgodził się prowadzić "Dziennik Telewizyjny", czyli główne narzędzie propagandy PRL, w stanie wojennym. Bo - jak opowiadał "Gazecie" - partia na niego liczyła. DTV to nie był produkt dziennikarski, materiały powstawały poza studiem: w Komitecie Centralnym PZPR i MSW przy Rakowieckiej. A Barański ochoczo - sam to przyznaje - dawał im swoją twarz.

To właśnie Barański realizował w telewizji stanu wojennego "Rozmowę braci", czyli sfałszowaną przez SB rozmowę braci Wałęsów. Sam Barański przyznał, że tę rozmowy pilotowały: Biuro Polityczne i Komitet Centralny PZPR, MSW i MO. Barański: "To, co robiliśmy, niewiele miało wspólnego z normalnym programem telewizyjnym, a nasza praca z pracą autorską".

Ówczesny szef MSW gen. Czesław Kiszczak tak to pamięta: "Bodaj pułkownik Pietruszka prowadził i nadzorował tę operację. Taśmy były prawdziwe, z kilku źródeł, natomiast efekt końcowy to praca techników z radia, którzy przyszli z nożyczkami i klejem i z fragmentów rozmowy z braćmi zrobili potrzebną nam audycję radiową. Jest to jeden z przykładów obrzucania się błotem, nieprzebierania w środkach". Żeby nie było wątpliwości, Barański niczego nie żałuje: "Trzeba było mieć oko i słuch, żeby rozumieć w danym momencie ważną rację polityczną i być w tę rację zaangażowanym".

10 lat temu mówił Ewie Milewicz: "Zwalczałem waszą propagandę i w pewnym sensie nadal to robię. I jestem skuteczny".


Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,76842,11481675,Marek_Baranski__gwiazda__Dziennika_Telewizyjnego_.html#ixzz3tZKYBh4s

 

Gazeta Wyborcza 05.04.2012

"Tak po prostu" wyjdzie pod koniec kwietnia, na razie jest gotowy tzw. numer zerowy. Redaktorka naczelna Agnieszka Wołk-Łaniewska reklamuje pismo jako "płaszczyznę dyskusji o lewicy". Konkretne wskazówki dla SLD, co robić, by odzyskać dawną pozycję, daje wicenaczelny Marek Barański - twarz dziennika telewizyjnego, głównego narzędzia propagandy PZPR w stanie wojennym.

Szef Sojuszu tak mówił dziś rano w radiu ZET o nowym miesięczniku: „Bardzo się cieszę, że grupa ludzi postanowiła stworzyć pismo o charakterze lewicowym. Nam takich wydawnictw przecież brakuje. Kiedyś była »Trybuna «, której już dawno nie ma, więc z wielką radością przyjąłem tę inicjatywę”.

Olejnik się dopytuje: - Marka Barańskiego też?

Miller: - Oczywiście.

Olejnik: - Dziesięć lat temu mówił Ewie Milewicz: "zwalczałem waszą propagandę i w pewnym sensie nadal to robię i jestem skuteczny".

Miller: - Mówi prawdę.

Inni liderzy lewicy nie podzielają optymizmu Millera. Marek Borowski, b. wicepremier w rządzie SLD i b. marszałek Sejmu: - Nie sądzę, żeby to była skuteczna droga do odbudowy siły i wiarygodności Sojuszu. Dziś w tej partii nie ma żadnej myśli strategicznej, żadnych poważnych analiz, jest hucpa i populizm czystej wody. Nie sądzę, by Marek Barański i nowy miesięcznik byli w stanie to przełamać.

Sławomir Sierakowski, szef Krytyki Politycznej, do której pielgrzymują dziś politycy lewicy (m.in. i Aleksander Kwaśniewski i Janusz Palikot) mówi, że dla niego Barański to postać historyczna, która była po złej stronie mocy. - Widać Sojusz nie ma z kim budować swojego miesięcznika i dlatego działa wszystkimi siłami, jakimi dysponuje.

"Gazeta": - Do kogo może być adresowany ten miesięcznik, skoro jego głównym autorem jest gwiazda stanu wojennego? Sierakowski: Niestety, to bardzo smutne, ale elektorat lewicy ma bardzo krótką pamięć. Kto dziś pamięta Barańskiego? Dla rzecznika Sojuszu Dariusza Jońskiego, według którego Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 r., Barański żył przed Powstaniem Warszawskim!

Marek Siwiec, europoseł SLD nie chce komentować sprawy. - Ja nie metkuję ludzi - odpowiada krótko. - A o nowym miesięczniku się wypowiem, gdy przeczytam pierwszy numer.

"Gazeta": - Życiorys Barańskiego panu nie przeszkadza?

Siwiec: - Jak mnie pani pyta, czy podobała mi się zmanipulowana w stanie wojennym "Rozmowa braci", czyli nagranie rozmowy braci Wałęsów, które robił właśnie Barański, to odpowiadam: Nie, nie podobała mi się!


Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,76842,11487876,Marek_Baranski___nowa_bron_lewicy__Jego_przeszlosc.html#ixzz3tZGy2xzr albo tutaj

http://wyborcza.pl/1,76842,11487876,Marek_Baranski___nowa_bron_lewicy__Jego_przeszlosc.html 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka