Maryśka
Maryśka
długodystansowiec długodystansowiec
1074
BLOG

O DOJRZAŁEJ DEMOKRACJI. LIDII GERINGER DE OEDENBERG PONOWNIE DED

długodystansowiec długodystansowiec Polityka Obserwuj notkę 33

 

Kiedyś dedykowałam Pani swoją notkę „Surrealistyczna Polska”   Oczywiście, jak można się było spodziewać, pozostawiła ją Pani bez odpowiedzi. Cóż, mówiła ona o życiu tak odległym brukselskim salonom. Dedykowałam ją również „Maryśce ze Stefanówki, która pewnie dzisiaj znowu pobita i głodna spać poszła...”

Swoim ostatnim wpisem „Laureat Nobla wyznaczył datę swojej śmieci”  sprowokowała mnie Pani abym przedstawiła sytuację nie w „dojrzałej demokracji”, którą Pani z taką estymą ocenia z brukselskiej perspektywy , ale z tej przaśnej, polskiej. W „Surrealistycznej Polsce” opisałam losy Maryśki ze Stefanówki. Teraz opowiem Pani o jej dalszym losie aby mogła go Pani porównać do losu bogatego noblisty z kraju „dojrzałej demokracji”, który przeżył takie satysfakcjonujące życie. Maryśka też chciała odejść do lepszego świata chociaż nie w wieku 95-ciu lat ale 56-ciu. Odwiodłam ją od tego. Przynajmniej na razie. Na dzień, na tydzień, na miesiąc...Na tak długo, jak długo będzie jeszcze w stanie znieść swój ból i upokorzenie.

Maryśką opiekuję się od dłuższego czasu, na tyle na ile mogę, ale dla niej nie ma ratunku dlatego, że nie mieszka w Brukseli ale na zapomnianej przez  rząd i brukselską biurokrację  biednej podlubelskiej wsi. Nie miała szczęścia aby urodzić się w „dojrzałej demokracji”. Jest ciężko chora już od pięciu lat. Cierpi na wiele chorób wynikających głównie z biedy i z pracy ponad jej siły. Najgorsza jest cukrzyca bowiem powoduje wiele komplikacji. Jej noga to wielka ropiejąca rana, która się nie goi właśnie ze względu na cukrzycę. Otrzymała tymczasową rentę inwalidzką w wysokości 600 zł. Lekarstwa i opatrunki, których potrzebuje kosztują dużo więcej. Mieszka w ruderze grożącej lada moment zawaleniem. Na remont nigdy nie miała wystarczająco pieniędzy. Wody bieżącej też nie ma. Jej wieś, tak jak wiele wsi w tym regionie, nie jest podłączona do wodociagu. A Maryśka nie może chodzić więc i wody ze studni przynieść sobie nie może.

Starałam się umieścić Maryśkę w szpitalu w pobliskim miasteczku. Tam chciano jej natychmiast amputować nogę. Kiedy za moją namową poprosiła o dodatkową konsultację u angiologa, tego samego dnia z hukiem wypisano ją ze szpitala.Jak bowiem może kwestionować decyzje lekarza! A przecież amutacja nogi to dla niej wyrok śmierci gdyż w warunkach w jakich żyje nie będzie sobie mogła poradzić.  Nawet wiadra z wodą do chałupy nie przyniesie.

Na wizytę u specjalisty kazano jej czekać pół roku chociaż rana groziła gangreną. Zapłaciłam więc za prywatna wizytę w Lublinie z nadzieją, że lekarz umieści ją w miejscowej klinice. Niestety. Usłyszała tylko, że ranę ma przemywać wodą z mydłem i wszystko będzie dobrze. Maryśka wróciła więc do domu. Nie mogąc już znieść potwornego bólu chciała popełnić samobójstwo. W ciągu trzech miesiecy schudła 25 kilo i stała się cieniem człowieka. Nie może jeść, z bólu nie może spać. W Wielkanoc syn pijak, z którym nie może sobie poradzić policja, pobił ją i wywlókł za chłupę gdzie, nie mogąc się podnieść, przeleżała cały dzień na śniegu. Ponownie zawiozłam ją na prywatną wizytę do specjalisty. Nalegałam na szpital i w końcu dostała skierowanie. Lekarz porozumiewawczo szepnął: „Proszę być ze mną w kontakcie”. Po tygodniu Maryśkę wypisano nie udzielajac jej właściwie żadnej pomocy poza zmianą opatrunku z zaleceniem aby za miesiąc przyszła na kontrolę i podszeptem pielegniarki, że „Pan doktor może wykonać operację za 6000 zł”.  Kiedy poszłam ją zarejestrować usłyszłam, że miejsce będzie dopiero za sześć miesięcy ale prywatnie to i owszem, nawet zaraz.

Wyrzucona poza nawias nie dożyje 95 lat i nie będzie pisała listów pożegnalnych gdyż nie ma do kogo. Życia nie zakończy z „imponującym spokojem” ale z beznadziejnym poczuciem rezygnacji. Nie będzie rozważać komfortu śmierci w „dojrzałej demokracji”. Po prostu podetnie sobie żyły albo się powiesi. Swojego życia nie oceni z satysfakcją.

Nie napiszą o niej wybitne portale czy dzienniki. Jej śmierci Pani też nie odnotuje na swoim blogu. Nie jest noblistką, nie żyje w „dojrzałej demokracji” ale w Polsce gdzie nie ma dla niej nawet miejsca w domu opieki, gdzie ośrodki pomocy społecznej jej los obchodzi tyle co zeszłroczny śnieg. Na cmentarzu ja ją pożegnam i wezmę jej dwa psy aby z głodu na łańcuchu nie zdechły.

 

P.S. A może Pani w ramach walki o „dojrzałą demokrację”, co już w poprzednim wpisie sugerowałam, zainteresowałaby się losem Maryśki ze Stefanówki? Może warto zejść z brukselskich obłoków? Chyba, że Pani propozycją dla takich ludzi jak Maryśka jest eutanazja, taka "dojrzała" europejska, lepsza niż sznurek zadzierzgnięty na drzewie...

Zmieniłam imię i nazwę wsi. Jeżeli będzie Pani chciała pomóc, na co mam nadzieję, podam prawdziwe dane. Proszę o budowanie "dojrzałej demokracji" tutaj, w Polsce.

Zobacz galerię zdjęć:

Dom Maryśki
Dom Maryśki Mieszkanie Maryśki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka