długodystansowiec długodystansowiec
7841
BLOG

CZY ZWIERZĘTA CIERPIĄ - HISTORIA PEWNEJ PAPUGI

długodystansowiec długodystansowiec Rozmaitości Obserwuj notkę 30

 

 GPS.64 zamieścił wczoraj wpis „Metafizyczny ból”http://gps65.salon24.pl/262526,metafizyczny-bol który wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia. Raczej negatywne.

Przez wiele lat pracuję ze zwierzętami. Obserwuję je i zapewniam im opiekę nie tylko jako ich miłośnik ale poniekąd również zawodowo. Mój drugi zawód bowiem to canine psychologist a więc psi psycholog co po polsku nazywa się bardzo uczenie „terapeuta zachowań zwierząt towarzyszących”.

Jakże nonsensowne jest stwierdzenia autora: „Ale wiemy jedno: Bóg wybrał nasz gatunek, wybrał to jedno konkretne, specyficzne zwierzę, jakim jest człowiek, w które się wcielił. Jesteśmy gatunkiem wybranym. Gatunkiem, do którego Bóg przemawia w sposób tylko dla niego zrozumiały.

Cierpienie, czyli metafizyczny ból, to nierozumienie Boga, to nie rozpoznanie sensu życia. Zwierzęta cierpią cały czas, bo słowa Boga do nich nie docierają”.

Ludzi wierzących cechuje często prymitywny antropocentryzm nakazujący im wierzyć, że są jedynym uprzywilejowanym gatunkiem. Cóż to za nonsens w stwierdzeniu, że zwierzęta cierpią gdyż do nich nie docierają słowa Boga! Zwierzęta jak i całe stworzenie jest głosem Boga. Wiele teologów mówi, że Bóg zbawił cały świat – tak ludzi jak i zwierzęta, rośliny i kosmos. Inni mówią, że zwierzęta nie potrzebują zbawienia gdyż nie są obarczone grzechem. Tylko człowiek, tak ten człowiek obdarzony zdolnością doświadczania bólu metafizycznego, zdolny jest do grzechu. Pamiętam słowa Jana Pawła II zanim, został jeszcze papieżem, wygłoszone w obozie pracy w Gross-Rosen. Miałam wtedy kilkanaście lat ale zapadły mi one w pamięć. Mówił o tym, że człowiek może zdobyć wyżyny heroizmu ale i upadku takiego na jakie żadne inne zwierzę zdobyć się nie może. Filozofia zachodnia wydaje jednak ciągle być obciążona błędem kartezjanizmu, który powoduje, że zwierzę traktowane jest jak mechanizm a nie żywa istota odczuwjąca tak fizyczne jak i psychiczne cierpienie. Dopiero w ostatnich latach zaczyna się pojawiać więcej publikacji i badań naukowych nad emocjami odczuwanymi przez zwierzęta. Polecam w tym względzie znakomitą książkę “When Elephants Weep: The Emotional Lives of Animals” Jeffrey Moussaieff Masson’a.

Zwrócić chciałam uwagę na to, że cierpienie zwierzęcia jest na swój sposób nawet bardziej dramatyczne niż cierpienie człowieka. Człowiek ma bowiem cały arsenał „narzędzi” takich jak kultura, religia, sztuka, literatura, które pozwalają mu poradzić sobie z bólem, znaleźć dla niego uzasadnienie i sens. U zwierzęcia ból jest bólem, nagim bólem, którego nic nie przykrywa. Emocje są nagimi emocjami, opuszczenie okrutną samotnością, której nie można wytłumaczyć religią czy obietnicą wiecznego zbawienia. Poza tym to co, zdaniem autora tekstu, czyni człowieka wyjątkowym, a więc jego zdolność do odczuwania metafizycznego cierpienia wykluczałoby z tej kategorii, używając jego logiki, płód ludzki, małe dzieci, osoby w stanie wegetatywnym i te upośledzone umysłowo. Żadne z tych istnień nie odczuwa bowiem metafizycznego niepokoju.

Są święta. Nie będę się zatem zagłębiać szerzej w filozoficzne rozważania, zostawię to sobie na inny moment. Dzisiaj opowiem Państwu historię jednej niezwykłej papugi – Acu, która nauczyła mnie tak wiele o tym nieznanym dla człowieka terytorium jakim jest psychika i emocje zwierzęcia. A więc posłuchajcie. Niech będzie to namiastką wigilijnej opowieści. A zdarzyła się ona naprawdę.

Pracowałam kiedyś projektując książki dla pewnego studia w Kanadzie. Studio było olbrzymie, dobrze oświetlone. Było tam tylko jedno ciemne miejsce – schowek pod schodami. I to tam właśnie właścicielka studia umieściła klatkę z szarą afrykańską papugą żako (grey african parrot). Nazywała się Acu i miała już dwadzieścia lat. Siedziała osowiała w klatce jako, że nikt się nią nie zajmował, nie okazywał najmniejszego nawet zainteresowania. Jej klateczka piersiowa była naga – ze stresu wyrwała sobie z niej wszystkie pióra. Uporczywie wyrywane nigdy już nie odrosły. Czasami kiedy studio było zamknięte siedziała przez tydzień sama w kompletnych ciemnościach. Karmiona tylko orzeszkami ziemnymi była niedożywiona i reszta piór odstawała wysuszona i nastroszona od jej małego ciałka. Było mi jej ogromnie żal. Zaczęłam przynosić jej świeże owoce i soczyste liście sałaty. Właścicielka ostrzegała mnie aby jej nie dotykać gdyż jest złośliwa i gryzie. Zaprzyjaźniłam się jednak z Acu a ona wkrótce pozwoliła mi się drapać po łepku i przytrzymywała mój palec delikatnie w dużym mocnym dziobie powstrzymując mnie kiedy chciałam odejść.

Ku dużemu zdziwieniu właścicielki żako wkrótce zaczęła śpiewać gdy się pojawiłam na horyzoncie. Ponoć od ponad dziesięciu lat nie wydawała z siebie żadnego głosu. Jednego dnia zauważyłam krew w klatce. Byłam przerażona, że ptakowi coś się stało. Nie mogłam jej zawieźć do weterynarza gdyż klatka, w której była przetrzymywana zamknięta była na kłódkę a klucz od niej dawno zgubiono. Patrzyłam więc bezradnie na Acu jak się kręciła w kółko i wtedy zauważyłam, że zaczyna znosić małe zakrwawione jajeczka. Wyraźnie cierpiała. Jak się okazało były to jej pierwsze jajeczka od kilkunastu lat. Powzięłam wtedy decyzję, że choćby nie wiem co nie zostawię tego ptaka samego w tym miejscu, które było dla niej okrutne niczym obóz koncentracyjny. Początkowo właścicielka nawet nie chciała słyszeć o oddaniu Acu. Z czasem jednak po uciążliwych negocjacjach zgodziła się ją oddać w zamian za jedną z moich ekskluzywnych opraw. 

Podniosłam klatkę aby ją zanieść do samochodu a ptak jakby wiedział, że ją zabieram do siebie i zaczął swoje entuzjastyczne i przeciągłe trele. Śpiewała przez całą drogę do domu. Postawiłam klatkę na stole i przepiłowałam kłódkę. Acu natychmiast wyszła na zewnątrz i zaczęła energicznie trzepotać skrzydłami. Klatka, w której była uwięziona była bardzo mała i nigdy nie mogła ich w pełni rozłożyć. Była tak szczęśliwa, że aż nie mogła śpiewać, a z jej gardziołka wydobywał się przedziwny radosny gulgot. Stałam przy niej blisko gdyż miałam w domu sześć kotów i bałam się, że rzucą się na nią aby zagryźć. I rzeczywiście koty natychmiast zjawiły się przy stole i usiadły przy klatce. I wtedy stało się coś niezwykłego. Acu siedząc na szczycie klatki pochyliła się nad kotami i uprzejmym dziewczęcym głosem powiedziała „dzień dobry”. Przez moment koty dosłownie zgłupiały a ona wykorzystując ich zdziwienie złapała swoim dziobem jednego z nich mocno za ogon. Kot uciekł z wrzaskiem a ona ludzkim głosem pogoniła resztę krzycząc wściekłym głosem „niedobre, niedobre idźcie stąd”. Wtedy ja zgłupiałam. Nie wiedziałam wtedy nic o żako i początkowo myślałam, że dobór jej słów do zaistniałej sytuacji był przypadkowy. Ale ona szczęśliwa i zadowolona, że w końcu znalazła się na wolności i pogoniła koty, zaczęła wysuwać do mnie swój mały szary łepek aby ją podrapać i pieszczotliwie mówiła do mnie „kocham cię, kocham cię”. Nigdy wcześniej nie słyszałam jej aby mówiła. Jej dobór słów był tak adekwatny do zaistniałej sytuacji, że pomyślałam wtedy iż nie może to być przypadkowe . Zaczęłam szperać w profesjonalnej literaturze jako, że nigdy w życiu nie posiadłam ptaka, a tym bardziej papugi. I przez Acu zaczęłam poznawać skomplikowany i bogaty świat żako.

Dowiedziałam się, że należą do najbardziej inteligentnych zwierząt na ziemi i posiadają zdolność abstrakcyjnego myślenia. Potrafią rozróżniać kształty i kolory oraz wykonywać proste matematyczne opreacje. I co jest w nich najbardziej zdumiewające to umiejętność mówienia a nie tylko naśladowania głosów. Uczą się bowiem języka jak człowiek – wiążą słowo z jego znaczeniem. Prowadzono nad żako wiele badań z zakresu mowy. Najsłynniejszymi byli Alex, N’kisi i Einstein, o których napisano wiele książek i artykułów naukowych. Znały kilkaset słów, używały ich ze zrozumieniem i ciągle przyswajały nowe słownictwo. Żako potrafią się również wypowiedzieć budując logiczne zdania jak i określać swoje emocjonalne stany. Niesamowity był dla mnie związek z Acu gdyż było to pierwsze zwierzę, z którym mogłam się komunikować na poziomie werbalnym. Mówiła mi o tym czego chciała, werbalizowała swoje uczucia a nawet tresowała moje psy.

Szybko okazało się, że Acu posiada bardzo bogate i urozmaicone słownictwo jakkolwiek nie zawsze bardzo kulturalne. Najgorszym jej przekleństwem, którym określała wszystkich, których nie lubiła było słowo „dziwka”. Oprócz kotów miałam wtedy obrzymiego 80-kilowego rottweilera, mieszankę akity z newfoundlandem, angielskiego pointera i owczarka niemieckiego. Dla psów szybko stała się w domu drugą po mnie osobą i bezwarunkowo wykonywały jej polecenia. Jakkolwiek Acu koty jakoś tolerowała a one chodziły po domu udając, że jej nie widzą, tak psy papuga traktowała jako najniższe istoty na świecie i nigdy nie przegapiła okazji aby okazać im swoją głęboką ptasią pogardę. Kiedy leżały wyciągnięte w salonie i pogrążone w głębokim śnie, skradała się do nich na swoich dużych rozczapierzonych łapach i szeptała im złośliwie do ucha: „niedobre, psy, niedobre”. Bardzo lubiła posługiwać się emfazą. Psy wtedy otwierały z przerażeniem oczy ale nie śmiały drgnąć z obawy, że złapie je swoim mocnym dziobem. Widząc ich przerażenie papuga śmiała się do rozpuku męskim śmiechem. Mówiła bowiem różnymi głosami – potrafiła naśladować głos męski, kobiecy i małej dziewczynki i zmieniała je w zależności od swojego nastroju. Kiedy już miała dosyć starszenia psów wyganiała je z salonu sycząc: „idź stąd, idź spać”. I psy posłusznie wychodziły do kuchni. Kiedy z jakichś powodów była na nie zła wyzywała je bezcereomnialnie po prostu od dziwek. Z lubością donosiła na psy. Wiedziała, że miejsce na moim łóżku jest zarezerwowane dla kotów i psom nie pozwalałam się na nie kłaść. Darla, angielski pointer, oczywiście zaraz jak tylko się za mną zamknęły drzwi wskakiwała na łożko. Kiedy tylko ptaszysko usłyszało klucz w zamku natychmiast podbiegała kolebiąc się jak pijany marynarz i cała przejęta donosiła: „Darla pies niedobry, bardzo niedobry” i pokazywała mi ciepłe jeszcze wgniecenie na poduszce. Uspokajała się dopiero wtedy gdy potwierdziłam, że rzeczywiście Darla jest niedobrym psem. Wtedy potwierdzała to radosnym gulgotem. 

W jej dziobie „dziwka” to było najgorsze przekleństwo i używała go tylko wtedy gdy była naprawdę wściekła albo gdy kogoś ogromnie nie lubiła. A gdy kogoś nie darzyła sympatią to już nigdy za żadne skarby nie zmieniała zdania. Doprowadzało to czasem do przekomicznych sytuacji. Wprost nie cierpiała jednej z moich przyjaciółek. Kiedy ta podmieszkiwała u mnie przez pewien okres, papuga nie pominęła żadnej okazji aby dać jej do zrozumienia, że ta nie jest w domu przez nią mile widziana. Przyjaciółka była osobą religijną więc wieczorem klękała przy łóżku do modlitwy. Acu nie mogła tego znieść i wpadała w furię. Obchodziła ją wokoło, stroszyła pióra i syczła „dziwka, dziwka”. No i było po modlitwach gdyż tarzałyśmy się obie ze śmiechu. Przez te wszystkie lata jakie Acu spędziła ze mną tylko raz okazała mi swoją wściekłość. Ptaszysko było kochane ale miało jedną słabość – lubiła swoim ogromnym i mocnym dziobem gryźć kable elektryczne i meble. Drzwi do sypialni były w połowie pogryzione – radziła tak sobie ze stresem kiedy pojechałam na konferencję i nie było mnie przez trzy dni w domu. Kiedyś w nocy obudziło mnie głośne chrobotanie. Acu nie było coś do spania i rozprawiała się z nóżkami mojej przepięknej antycznej toaletki. Krzyknęłam aby przestała. Cisza. Po paru minutach jednak znowu wróciła do ulubionego zajęcia. Znowu przywołałam ją do porządku. Sytuacja powtórzyła się kilka razy w końcu  ptak z furią wybiegł na środek sypialni trzepocząc wściekle piórami i wrzeszcząc: „Zamknij się dziwko, idź spać”. Dusząc się ze śmiechu odpuściłam już moją ulubiona toaletkę przekonując samą siebie, że to tylko rzecz nabyta.

Lubiła siedzieć ze mną na kanapie w salonie kiedy czytałam lub oglądałam telewizję. Nie znosiła wtedy gdy inne zwierzęta były w pobliżu i zaraz je przeganiała sadowiąc się na moim ramieniu i wysuwając główkę do drapania. Około 11-ej jednak już głowisia jej się kiwała i zasypiała. Kiedy goście zasiedzieli się dłużej wtedy podchodziła do nich i stukając dziobem delikatnie w but mówiła: „późno, późno idź spać”. 

Acu uwielbiała chodzić na spacery. Nigdy nie fruwała więc nie było obaw iż ucieknie. Siadała mi na ramieniu i razem z psami chodziłyśmy nad rzekę. Nie lubiła kiedy gałęzie ocierały się o nią gdy przechodziłyśmy przez chaszcze. Niezadowolona pukała mnie wtedy dziobem w głowę i mówiła: „niedobrze, niedobrze”. Latem zabierałam ją na uliczne festiwale, których zawsze było w naszym mieście co niemiara. Ptaszyca uwielbiała bowiem zgiełk i hałas. Siedząc mi na ramieniu żywo komentowała co widziała i była dla wszystkich atrakcją. Puszyła się z dumą gdy ludzie do niej podchodzili i wszystkim się kłaniała mówiąc dzień dobry. Wrażliwa była bowiem na dobre maniery. Brałam ją często ze sobą do swojej pracowni. Gdy klient nie zauważył małego szarego ptaka chodzącego po podłodze i nie przywitał się, natychmiast podbiegała do niego i stukając dziobem w nogę przypominała, że należy  powiedzieć: „Acu dzień dobry”. Wszyscy myśleli, że ja ją tego uczyłam. Ale to nie było prawdą. Ona sama się uczyła słów i zawsze bez wyjątku używała ich we właściwym kontekście.

Acu miała swoje poczucie tego co dobre a co złe. Z moim przyjacielem ile razy przychodził lubiła się bawić w berka. On uciekał a ona za nim biegała. Ile razy udało jej się go złapać zanosiła się swoim chropowatym śmiechem. Kiedyś jednak w zapale zabawy złapała go tak mocno dziobem, że rozcięła mu stopę głęboko do krwi. Zaraz zauważyła co się stało i chodziła za nim z opuszczonymi skrzydłami wyglądając zupełnie jak jakieś ptaszysko z kreskówki Disney’a i skruszonym głosikiem powtarzała: „Acu niedobrym ptakiem, niedobrym, bardzo niedobrym”. 

Pewnego wieczoru gdy wróciłam do domu zauważyłam, że z ptaszyskiem jest coś nie tak. Zataczała się, nie miała siły aby się wspiąć na swoją drabinkę. Cała drżała. Zabrałam ją natychmiast do weterynarza. Dostała zastrzyki ale nic nie pomogły. Zawinęłam ją w ciepły szal i położyłam na piersi aby ogrzać. Leżała spokojnie ale jej małe ciałko wstrząsały dreszcze. Głaskałam jej bezwładną główkę, której nie miała już siły utrzymać pionowo. W pewnym momencie wyczuła, że zbliża się śmierć. Z dużym wysiłkiem podniosła głowę, popatrzyła na mnie i wyszeptała dziecięcym głosikiem: „do wiedzenia kochanie, do widzenia” i odeszła. Jej małe ciałko zrobiło się bezwładne i zimne. I tak jak Florek wiewiórka w wierszu Pawlikowskiej:

Z oczami w moich - drżąca ze zgrozy,
Bez księdza, modlitw i bez narkozy
Daje mi lekcję dumy milczenia,
Gdy przyjdzie płacić długi istnienia.
I bierze - obca wszelkiej pociesze -
Z zimnych rąk śmierci - twardy orzeszek ...
                                    

Miała 27 lat. Mogła żyć znacznie dłużej, żako dożywają 60 lat, jednak wiele lat w niewoli zanim trafiła do mnie, złe traktowanie i nieodpowiednie pożywienie odbiło się negatywnie na jej zdrowiu.

Była zima. Ziemia była zamarznięta na kamień więc udało mi się wykopać dla Acu tylko płytki grobek. Zawsze wydawało mi się, że psy jej nienawidzą za to, że musztrowała je jak pijany sierżant żołnierzy. Myliłam się. Pokazałam im jej martwe małe ciałko aby wiedziały, że odeszła. Powąchały i siedziały przy niej bez ruchu. Kiedy ją zakopałam nie chciały wrócić do domu. Zostały w ogrodzie. Siedziały na śniegu i zaczęły wyć do księżyca. Nigdy wcześniej ani potem tego nie robiły. Następnego dnia odkopały grób Acu. Rozwinęły szal, w który była owinięta. Nie tknęły jednak ciała tylko przy nim siedziały. Zrozumiałam wtedy, że nie traktowały jej jak jakiegoś tam złośliwego ptaka. Ponieważ utrzymywała z nimi kontakt werbalny w ich hierarchii ona zajmowała w domu drugie miejsce po mnie i bardzo głęboko odczuły jej śmierć. Przez kilka dni nie jadły i były osowiałe. Najwyraźniej odczuwały jej brak.

Świat psów jest bardzo hierarchiczny i występuje u nich naturalna tendencja aby podążać za silniejszym i inteligentniejszym w stadzie. Acu traktowały jako przywódcę ich sfory. W ich hierarchii pierwsze miejsce zajmowałam ja a potem Acu. I wszystkie psy, które w międzyczasie dołączyły do naszego domostwa akceptowały bez sprzeciwu taki układ rzeczy. Widać to było najwyraźniej przy karmieniu. U psów przewodnik stada pożywia się pierwszy. Było już zwyczajem weekendowym, że w niedzielę robiłam psom na śniadanie jajecznicę na boczku. Acu również uwielbiała jajecznicę. Siedziały więc wszystkie w kuchni zwabione zapachami i czekały na swoją porcję. Ptaszysko niecierpliwie przebierało z nogi na nogę kołysząc się z boku na bok. Wszystkie miski były równo ustawione w rzędzie. Jednak Acu była pierwszą, która się pożywiała. Nieproporcjonalnie dużą do masy małego ciałka łapą przekrzywiała na bok miskę i wydziubywała smażone żółtko. Psy czekały z boku cierpliwie aż skończy jeść i nie zrobiły nigdy niczego aby ją odgonić mimo, że ślina wyciekała im z pysków.

Świat zwierząt jest znacznie bardziej skomplikowany niż się nam to wydaje. Zwierzęta komunikują się głównie językiem ciała. Wydają również odgłosy, których w dużej części nie rozumiemy. Z Acu mogłam się porozumiewać językiem ludzi co odsłoniło mi zupełnie inny świat i umożliwiło głębsze wejście w jej emocje i psychikę. Miała swoje humory. Dni, kiedy była smutna i kiedy była radosna. Potrafiła się wściekać i przeklinać ale również śmiać. Naukowcy zajmujący się żako często podkreślają ich niezwykłe poczucie humoru. Nuda jest funkcją intelektu. Im wyższa inteligencja tym poczucie nudy zdaje się dotkliwiej doskwierać. Acu trzeba było dostarczać ciągle nowych intelektualnych wyzwań. Uwielbiała rozkładać na części małe samochodziki. Nie każde jednak spełniały jej wymagania. Musiały mieć dużo trybików, części, kółeczek – im więcej tym lepiej. Brała samochodzik w swoje olbrzymie szpony i długo mu się przyglądała badając jego budowę. Jak spełniał jej wymagania co do ilości części wydawała z siebie gulgot zadowolenia i zaczynała metodycznie rozkładać go na najdrobniejsze części.

Ptaki te umierają gdy nie poświęca się im wystaraczającej uwagi. Zapadają w depresję, która je wyniszcza i najwyraźniej cierpią. Przestają mówić, wyrywają sobie pióra, siedzą godzinami bez ruchu osowiałe i nastroszone. Nie z każdym też nawiązują kontakt. Mylą się ci, którzy sądzą, że wystarczy kupić żako aby mieć towarzysza. Mój przyjaciel miał żako przez 8 lat. Nigdy nie odezwała się do niego ani jednym słowem. Odwracała się do niego tyłem i ignorowała z taką zawziętością z jaką tylko te papugi potrafią traktować kogoś kogo nie lubią. Gdy przeprowadzał się do Toronto podarował papugę sąsiadce. I z dnia na dzień ptak zmienił się nie do poznania. Okazało się, że potrafi mówić i śpiewać. Ptaki te są bardzo drogie z tych samych powodów. Muszą bowiem polubić swojego towarzysza, czy używając ludzkiej terminologii – „zakochać się”. Można samicy znosić niezliczoną ilość samców i nie będzie na nich zwracała najmniejszej uwagi tak długo aż nie natrafi na wybranka, który ją zainteresuje.

Kontakt ze światem zwierząt, jego uważna obserwacja uczy nas pokory w stosunku do braci mniejszych. I wszystkim, którzy to rozumieją dedykuję w całości wiersz Pawilkowskiej o Florku wiewiórce:

 

Drzewny pajacyk, Florek, wiewiórka
O oczach Włocha, a brzuchu Turka,
O uszach diabła, ruchach wariata,
Komik, filozof i akrobata
Zasiadał biorąc w szybkie obroty
Orzech buczyny - trójkącik złoty,
Ząb słonecznika, orzech laskowy
Lub włoski - większy od jego głowy -
I jadł, nadęty, pełen przesady,
Wyglądem swoim dając mi radę,
By w każda czynność - choćby w jedzenie,
Kłaść przekonanie, zapał, natchnienie.
Krząkając, trenem szastając rudym,
Chodził w trop za mną. Nie znał obłudy.
Gryzł, lecz żartami. Wciąż pełen pieczy
I obliczenia, by nie skaleczyć.
Bo nie powinien drasnąć przyjaciel.
O, przyjaciele ! Czy uważacie ?
Serduszko jego wesołe, skore,
Dla wszystkich innych serc było wzorem,
Jakby mówiło: i cóż za sztuka
Tak równo stukać, tak pięknie pukać ?
Florek był światły. Czy zjadł chininę,
Czy pił atrament - wiedział, co czyni,
Bo biały proszek z kory pochodzi,
A galas z dębem atrament zrodził.
Co do orzechów - chytry jak kupiec !
Puste poznawał już po skorupie.
To mi na głowie z uporem siedział,
Loki rozrzucał i burzył przedział,
To mnie obiegał, prędko, radośnie,
Jak zwykł przebiegać po dębie, sośnie,
Dając mi znowu lekcję zabawy:
Jak serce leczyć, od smutku zbawić
I całym sobą szaleć w rozpędzie,
Bez troski o to, co dalej będzie.
Skakał - (patrzałam, co znów rozbije ?)
Po czym mnie długo całował w szyję,
Przyjmując wzajem moje pieszczoty:
Usta na oczach wypukłych, złotych ...
A pyszczka jego dar przyjacielski
Był upojeniem rajskim, anielskim,
Szczęściem wzbronionym, o świecie ! wiedz to,
Za mięsożerstwo i za łowiectwo.
Aż raz - w godzinie złej, urzeczonej -
Drzwi zgniotły kłębek rudoczerwony.
Już się wiewiórka po ziemi wlecze,
Zmoczona z krzyża wytrysłym mleczem.
A piękny ogon, płomyk borowy,
Uwiądł, tragicznej pełen wymowy.
Z oczami w moich - drżąca ze zgrozy,
Bez księdza, modlitw i bez narkozy
Daje mi lekcję dumy milczenia,
Gdy przyjdzie płacić długi istnienia.
I bierze - obca wszelkiej pociesze -
Z zimnych rąk śmierci - twardy orzeszek ...

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości